niedziela, 14 listopada 2010

środa, 10 listopada 2010

niedziela, 30 maja 2010

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

czwartek, 8 kwietnia 2010

środa, 31 marca 2010

poniedziałek, 29 marca 2010

Niedziela to mój dzień wolny.. Wtedy nie robię za wiele, staram się odpocząć os pracy fizycznej, choć z drugiej strony otaczają mnie tu piękne widoki- góry, niedaleko Morze Irlandzkie..Mogłabym cos porobić, a wieczory po pracy nie wchodzą w rachubę póki co, bo nie jestem w stanie.
Dziś zaczynają się zajęcia na studiach II stopnia, na które jestem przyjęta. Koleżanka ma się spytać w akademiku co i jak-jeśli znajdzie się dla mnie wolne miejsce, to chyba wracam. Boję się tej decyzji. Na razie nie myślę zbytnio nad tym, staram się nie zamartiwać, zawsze los mi jakoś pomoże z decyzją. Choćby ten akademik. Bez niego nie wrócę, nie mam gdzie się podziać, a na mieszkanie mnie nie stać. Mam 3 dni zajęć w tyg, mogłabym gdzieś znaleźć pracę i zacząć ‘dorosłe’ życie. Jednak w moim przypadku siedzenie samej w akademiku to nic więcej jak napady bulimiczne niestety. Tutaj praca mnie trzyma w pionie, jednak czy takiego chcę życia> Pracuję by zapomnieć hehe.
Eeeeeeeeeeehhh, dajcie mi tu jakąś wróżkę. JA NIGDY NIE WIEM! NIC




Liczniki na stonę

niedziela, 28 marca 2010

Życie na emigracji jest gorsze niż więzienie, takie stwierdzenie padło w ‘Rodzinie Soprano’, którą zaczęłam oglądać w tym roku. Nie przesadzałabym w ten sposób, ale jedno jest pewne- początki na pewno są trudne. Bo to coś więcej niż nowa praca, nowe miejsce zamieszkania.. Bo zmienia się wszystko.. I nawet doceniam Polskę za granicą, kiedy ktoś mnie pyta o mój kraj, myślę i mówię o NIEJ pozytywnie.. To chyba dobre dla mnie samej.
Praca na farmie nudna i ciężka; do tego trudności w kontaktach z klientami, z powodu mojego angielskiego. Dziś 6-ty dzień pracy i czuję zmęczenie, od dwóch dni mam zakwasy na palcach nawet(!). Właściwie to doceniam i to, bo wiem że praca fizyczna jest dobra. Znikają chore myśli o jedzeniu. Po prostu jem. Wiem że muszę, wiem że nic się nie stanie.. Ale przez ciągłę zmęczenie nie ma czasu na inne czynności- takie wokół własnej osoby. Może to i dobrze czasami, jednak tęsknię za wolnym czasem, przez ostatnie miesiące miałam go w zdecydowanym nadmiarze.
Rozglądam się za zmianą miejsca (choć nie wiem czy to cokoliwek zmieni). Jestem w kontakcie z rodziną francuską potrzebującą au pair do 10-letnich bliźniąt. 400-500euro na miesiąc plus ewentualnie więcej za pomaganie w domu, co zdecydowanie mogę robić!. Dużo wolnego czasu, życie na koszt rodziny. Do tego kurs językowy. Nie wiem wszak jak dam radę sobie z dziećmi, ale chodzi przeważnie o pomoc w pracach domowych lub też zawieźć- przywieźć. No i, co trzeba przyznać- zaoszczędzę dużo więcej niż pracując po 9h tutaj za 100 funtów tygodniowo, gdzie dodatkowo sama się żywię. Spodziewałam się, że praca przy koniach będzie ciężka i że może da mi nową lekcję. Że może zdobędę jakieś profesjonalne kwalifikacje. Ale chyba to nie jest to, czym chcę się zajmować.
Ogólnie jestem lekko zmieszana co dalej.. Mam przeczucie że powinnam sobie dać szansę i zostać tutaj dłużej. Ale z drugiej strony czuję się tu uwięziona i strasznie monotonne to wszystko.. Chociaż widoki za oknem piękne, świerze powietrze, wyćwiczenie formy..to wszystko dobre..Ale….


Liczniki na stonę

piątek, 26 marca 2010

czwartek, 25 lutego 2010

środa, 24 lutego 2010

niedziela, 21 lutego 2010

środa, 10 lutego 2010

wtorek, 9 lutego 2010

piątek, 5 lutego 2010

środa, 3 lutego 2010

koniec i początek. wszystko

Studia się kończą. Na początek- studia I stopnia, tak więc mam jeszcze spore szanse być studentką w przyszłości.. Póki co- obrona w lutym i adieu.
Wyjazd. Z licznych planów, rozmów z ludźmi (potencjalnymi pracodawcami) stanęło na tym, że wyjeżdżam do Anglii. Na samą północ, blisko Szkocji. Samo słowo Anglia budzi już we mnie negatywne skojarzenia.. Druga ojczyzna Polaków;) Niestety, ludzie tam wyjeżdżający nie zawsze przynoszą chlubę naszemu narodowi, co w konsekwencji skutkuje ogólną niechęcią do Polaków. No nic, na razie o tym nie myślę, w miejscu gdzie będę pracować Polaków nie ma. Nigdy nie było.. Miejsce to otwarte jest dla turystów, i przyjezdnych z Polski w tym charakterze też się nie spodziewam..
To pierwsza kwestia. Jadę.
Druga- to już tęsknię. Za Warszawą. Bo wcale nie było tak źle. Na studiach. W tym mieście.
Oczywiście- zawsze jak coś się kończy/ ucieka- zbiera mi się na sentymenty. I zawsze we wspomnieniach zostają te dobre myśli. To dobrze w zasadzie. Ale trochę mnie powstrzymuje przed zmianami.. Ale walczę z tym, z myslami..
Gdybym miała tu zostac teraz jeszcze 1,5 roku żeby dobrnąć do magistra- wtedy nie myślałabym tak pozytywnie.. Wtedy życie byłoby szare, złe, samotne, z natarczywymi myślami.
Ok.
Czytam dużo. Cieszy mnie to. Przenosi do innego świata. Także jest wskazówką ( czytam o Zen). To mnie podnosi na duchu. Pomaga. Pokazuje że teraz i tu żyję. Chcę bardziej tego dośwaiadczać. Na każdym kroku. Choć sam fakt że o tym piszę, myślę, mówię- to już to uciekło..
Nieważne.



Liczniki na stonę

sobota, 16 stycznia 2010

take me home, I wanna be alone

Myślę ostatnio sporo o przyszłości. Może zupełnie niepotrzebnie, bo w końcu- PRZYSZŁOŚC nie istnieje w moim odczuciu. Jest tylko teraz. Ale myślę. Czym będę się zajmować. W jaki sposób będę zarabiać pieniądze, czy wystarczy na moje życie, czy zapewnię sobie rozrywkę, czy tylko opłacę rachunki i kupię żarcie. Nie wiem co mogłabym robić. Nie wiem co chciałabym robić. Nie myślę nawet o takich sprawach jak rodzina. Heh
Mam tylko nadzieję, że umrę młodo..

Niedługo wyjeżdżam. Nie wiem jeszcze nawet gdzie. Skończę studia, wyniosę się z mojego lokum. Bezpiecznego i ciepłego azylu, gdzie mogę się skryć. Nie wiem co będzie dalej. Wiem tylko, że mam spakować wszystko co potrzebne w torbę, zmieścić 20kg mojego dobytku. W drogę. Nowi ludzie, nowe otoczenie, konie. Stres, myśli. Ale i mam nadzieję- coś pozytywnego.
I tak nie wiem po co to wszystko.



Liczniki na stonę

niedziela, 10 stycznia 2010

bez tytułu

Zima pełną gębą..Cała Europa pod śniegiem, nawet w Prowansji u mojej koleżanki biało, egzaminy odwołali, no bo tragedia się stała;) Śnieg!!!
Właściwie mam ochotę wyjść na zewnątrz, ubrać się ciepło o zaszaleć na śniegu, jak za starych czasów. Ale jutro już pierwszy egzamin, prace, projekty..Tak, może za miesiąc to się skończy.
Włochy też nie wypaliły. Byłam zawiedziona. Ale nie pochłania to moich myśli. Nie to miejsce, to inne. Cóż za problem..Wystarczająco miejsca na świecie.
Teraz w grę wchodzi ośrodek w Portugalii na południu, blisko Lizbony. Czuję sentyment do tego kraju..Rok temu spędziłam tam 5 miesięcy. Solidnie naładowało to moje akumulatory życiowe. Ciągnie mnie tam bardzo.
Druga opcja to Walia, też piękne miejsce, choć z pewnością nie takie słoneczne i ciepłe.. i nie takie zrelaksowane.. Ciężka praca.. Ale i ciężka praca przynosi efekty (choć to nie reguła). W Walii jest profesjonalna szkoła jeździecka, nauczyłabym się wszystkiego idealnie..
Nie wiem nie wiem
Jak zwykle. Chyba po prostu muszę wybrać, nie filozofując nad konsekwencjami.. To ma być moje pół roku..W razie co zawsze mogę wrócić na uczelnię.
Myślę o dokonaniu wyboru i widzę od razu całe przyszłe życie.. A co będzie na starość? Będę pracować wokół koni? A jak będę stara i zchorowana? A jak się połamę..? Nie lepiej ciepła posada 8˟5? Ale jak to? Będę wtedy tradycyjnym szarym człowieczkiem, który tylko zarabia a wieczorem chce tylk spać.. Nie chcę tak..Może to jest szansa. Teraz, kiedy mam odwagę, kiedy jestem młoda? Boję się podjąć decyzji, boję się rozczarowania i zawodu. Boję się sama siebie, kiedy będę pluć sobie w twarz..
Nie, tak nie może być..
Wybiorę.


Liczniki na stonę

wtorek, 5 stycznia 2010



Dzień jak co dzień. Kolejny. Rutynowy, szary, zimowy. Cieszę się, bo mam plany na przyszłość. Ale teraźniejszością, która ponoć jest wszystkim- nie umiem żyć. Wiecznie wybiegam myślą naprzód. Staram się to zmienić. Może jednak nie warto się ‘starać’, po prostu zrobić to… Plany? Wyjazd do Włoch; konie, słońce, praca. Mam nadzieję, że to się uda. Już planuję jakim środkiem transportu się tam dostać, i mimo promocji tanich linii lotniczych- chyba wybiorę się autobusem, bo jest bezpośrednio z mojego miasta do miasta przeznaczenia. I nie będzie tułaczki z bagażami i wydatków extra na podróże z i na lotnisko. Poza tym muszę dać radę z bagażem, nie mam ochoty tracić zbyt dużo sił na jego dźwiganie.
Więc autobus- doba mnie nie zbawi, a wręcz to jest coś pozytywnego. Lubię jeździć w ten sposób.
Cieszę się. Ti i teraz. Chociaż tyle;)
Liczniki na stonę

niedziela, 3 stycznia 2010

run away

Ucieczka?
Czy to wszystko (co dzieje się w moim życiu) to tylko inne sposoby ucieczki?
Zaburzenia odżywiania to ucieczka od niechcianych uczuć/emocji/ Możliwe. TO pomaga nic nie czuć przez jakiś czas..Potem robisz się odrętwiały(a), nic nie jest istotne. W końcu masz już cel, nad którym możesz snuć plany/ marzenia cały czas. Myślisz, jesz/ nie jesz/ wymiotujesz/ myślisz tylko o tym. Ile zjem, co, o której, ile kalorii/ białak, tłuszczu, węglowodanów/ której witaminy mi zabraknie. Nad łózkiem szafka z asparginem- wyrównuj poziom potasu po ‘epizodzie’, bo się źle skończy. Raz było źle. Tylko raz, przez całe 8 lat poważnie się przestraszyłam. Serce bolało mnie non stop przez tydzień. W nocy też. Bałam się. Może nie śmierci, ale tego bólu. Bólu którego oczekiwałam, bólu który miał się pogorszyć.
Tak, to może jest ucieczka. Straciłam kontakt z samą sobą..Straciłam szacunek do siebie, do ciała. Nie umiem czytać już jego sygnałów..Ale wmawiam sobie, że akceptuję to jak ciało owe wygląda..Nie wiem już gdzie leży prawda. Czy wmawianie sobie rzeczy sprawia, że one urzeczywistniają się? Wmawiam też sobie, że wszystko jest dobrze. Że jakoś to leci, nie jest źle. Mam plany, nic mnie nie trzyma tu, gdzie jestem. W końcu nie posiadam żadnych więzi z ludźmi. Z nikim. Nie jestem związana. Tak, wmawiam sobie, że to tylko dla mojej korzyści. Coś tracę- to fakt, ale życie to sztuka wyborów. A może to nie ja wybrałam, może to wszyscy, których znam odwrócili się ode mnie?
A towarzystwo, do którego ostatnio na siłę lgnę- to też forma ucieczki. Spotkać się, rozmwaiać, pić, krzyczeć, śpiewać. NIE MYŚLEC.
Ale najgorze jest to, że nie wiem czego się tak boję. Co strasznego siedzi TAM, wewnątrz?
Co może być gorszego, od tego co robię sama sobie?

Liczniki na stonę

piątek, 1 stycznia 2010

Nowy Rok zaczął się radośnie!

Aż trudno mi uwierzyć, że życie może tak się zmienić, że ja mogę się zmienić. I ze zdołowanego rozpaczającego człowieczka, nastąpiło to co teraz. I tak naprawdę warunki w moim życiu niewiele się zmieniły. Te zewnętrzne..Ale coś wewnątrz mnie- owszem. Może to oznaka starzenia się, bo te objawy, jak ja to nazywam ‘choroby młodości’- czyli melancholia, rozpacz, beznadzieja- mijają.. Oswoiłam się z myślą że żyję, i że to nie kara. I że jeśli żyję- to chcę to robić jak najlepiej.
Oczywiście wciąż bywają chwile smutku. Ale one są bardzo pożądane- móc czuć i przebywać w różnych stanach emocjonalnych. Zauważyłam też potrzebę przebywania z ludźmi. I nauki, od tych właśnie ludzie. Nie osądzać nikogo po pozorach- po prostu z otwartym umysłem poznawać wszystko dookoła. Tak tak, odkryłam to, i aż mnie rozpiera energia.
W święta oglądałam dokument BBC o Wszechświecie, jego początkach, rozmiarach (ojej, tego ludzki umysł nie ogarnia) i ewolucji. I zdałam sobie sprawę, jak mały człowiek jest, i że prawdopodobnie nie znaczy zbyt wiele w tym wszystkim. Jest cząstkową energią- nieodłącznym elementem Wszechświata, to już coś- to fakt. Pomyślałam, że te codzienne problemy to nic wielkiego. Wszystko zależy od naszej postawy wobec nich. Jeżeli przyjmiemy rzeczy takimi, jakie są- to wszystko zrobi się proste.
Nowy rok- nowe szanse. Będę żyć. Radośnie i w pełni. Będę się uczyć. Nie będę utożsamiać wiedzy i nauki z Uniwersytetami. Każda chwila, reakcja, postawa, spacer, powiew powietrza- wszystko niech mi będzie nauczycielem.
Wszystkiego najlepszego dla wszystkich.