Ucieczka?
Czy to wszystko (co dzieje się w moim życiu) to tylko inne sposoby ucieczki?
Zaburzenia odżywiania to ucieczka od niechcianych uczuć/emocji/ Możliwe. TO pomaga nic nie czuć przez jakiś czas..Potem robisz się odrętwiały(a), nic nie jest istotne. W końcu masz już cel, nad którym możesz snuć plany/ marzenia cały czas. Myślisz, jesz/ nie jesz/ wymiotujesz/ myślisz tylko o tym. Ile zjem, co, o której, ile kalorii/ białak, tłuszczu, węglowodanów/ której witaminy mi zabraknie. Nad łózkiem szafka z asparginem- wyrównuj poziom potasu po ‘epizodzie’, bo się źle skończy. Raz było źle. Tylko raz, przez całe 8 lat poważnie się przestraszyłam. Serce bolało mnie non stop przez tydzień. W nocy też. Bałam się. Może nie śmierci, ale tego bólu. Bólu którego oczekiwałam, bólu który miał się pogorszyć.
Tak, to może jest ucieczka. Straciłam kontakt z samą sobą..Straciłam szacunek do siebie, do ciała. Nie umiem czytać już jego sygnałów..Ale wmawiam sobie, że akceptuję to jak ciało owe wygląda..Nie wiem już gdzie leży prawda. Czy wmawianie sobie rzeczy sprawia, że one urzeczywistniają się? Wmawiam też sobie, że wszystko jest dobrze. Że jakoś to leci, nie jest źle. Mam plany, nic mnie nie trzyma tu, gdzie jestem. W końcu nie posiadam żadnych więzi z ludźmi. Z nikim. Nie jestem związana. Tak, wmawiam sobie, że to tylko dla mojej korzyści. Coś tracę- to fakt, ale życie to sztuka wyborów. A może to nie ja wybrałam, może to wszyscy, których znam odwrócili się ode mnie?
A towarzystwo, do którego ostatnio na siłę lgnę- to też forma ucieczki. Spotkać się, rozmwaiać, pić, krzyczeć, śpiewać. NIE MYŚLEC.
Ale najgorze jest to, że nie wiem czego się tak boję. Co strasznego siedzi TAM, wewnątrz?
Co może być gorszego, od tego co robię sama sobie?